środa, 7 lipca 2010

Pierwszy dzień!

Podróż była długa i bardzo męcząca. Lot OK 777 (!!!) z czeskimi liniami był super! Leciałam fajnym nowym Airbusem A319. Niestety mój lot był opóźniony 15 minut i przy i tak niezbyt dużej ilości czasu na przesiadkę, kiedy wyszłam z autobusu, który przewiózł nas z samolotu do terminalu już miałam LAST CALL na mój lot do Atlanty. Pani zadała mi dużo dziwnych pytań jak np. "Kto pakował Pani bagaż? Kiedy Pani się pakowała? Czy do Pani bagażu miały dostęp inne osoby od czasu kiedy się Pani spakowała? Czy wszystkie rzeczy w Pani bagażu są Pani, czy są tam może rzeczy innych osób?" itp. itd. Lecieliśmy brudnym Boeingiem 777 i na sam początek stewardessa widząc moją podręczną walizkę przywitała mnie "radośnie": "I don't know where you're gonna fit that." Pomyślałam, że automatycznie przeskoczyłam do szoku kulturowego bez przeżycia "euforii" kiedy zobaczyłam ten bałagan... A jak wychodziliśmy z samolotu, było tylko gorzej... Pierwsza połowa lotu (5 godzin) była dla mnie koszmarem. Potem jakoś przyzywczaiłam się do ciasnoty, a i stewardessy były milsze. Atlanta jest najbardziej zatłoczonym lotniskiem na świecie. Ma nawet własne metro, które jeździ pomiędzy sześcioma terminalami (a budują kolejny!). Jako, że przewija się tam dziesiątki tysięcy ludzi (chyba nie przesadzam) panuje tam swego rodzaju chaos. Ale dałam radę - zajęło mi to godzinę, chociaż jestem pewna, że szybciej się nie da. Moi wspaniali gospodarze wzięli mnie już do paru ciekawych miejsc, o których napiszę więcej kiedy indziej bo już późno jest. Polska się powoli budzi, a my zbieramy się do spania. Dzień dobry Polsko! Dobranoc Ameryko.

2 komentarze:

  1. :**** gosiu czekam na wiecej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że doleciałaś szczęśliwie - to najważniejsze! Czekamy na dalszą relację :) :*

    OdpowiedzUsuń